Szpital Południowy, który rozpoczął działalność na początku roku, wciąż zmaga się z niesprzyjającymi opiniami i oskarżeniami. Teraz po kontroli NIK (Najwyższej Izby Kontroli) pojawił się kolejny problem. Jednak czy oskarżenia są słuszne, a pomysł tak irracjonalny jak go oceniają kontrolerzy?
Szpital Południowy już teraz ma zadłużenie na poziomie 10 milionów złotych, a do końca roku ma ono wynieść aż 20 milionów. Władze Warszawy szykują się do kompleksowego audytu placówki. Jak się do tej pory okazało, nie było w niej księgowej, kadr, kierownika technicznego. Medycy otrzymywali dodatek covidowy, chociaż zgodnie z ustawą im się nie należał.
Teraz o szpitalu ponownie jest głośno za sprawą Artura Krawczyka – obecnego dyrektora, który odkrył, że lekarze w pomieszczeniu przeznaczonym na izolatkę dla pacjentów z Covid-19 urządzili sobie siłownię. W pierwszej chwili wydaje się to kuriozalne, aby pozbawić pacjenta miejsca do leczenia, jednak prawda jest inna.
Szpital pacjentów ma niewielu. Warszawski ratusz poinformował, że siłownię zorganizował jeden z kierowników. Już nie pracuje. Co więcej, określenie „siłownia” w odniesieniu do wyposażenia wspomnianego pomieszczenia jest nieco na wyrost, bo jak się dowiedzieliśmy to zaledwie jeden rowerek stacjonarny, ergometr oraz mata do ćwiczeń z drobnymi przyrządami jak kółko do ćwiczeń mięśni brzucha.
Patrząc przez pryzmat zdrowia psychicznego i fizycznego oraz charakterystyki pracy medyków, czy siłownia w szpitalu to rzeczywiście tak irracjonalny pomysł?
_____________________________________________________________